Na czasieProjekt eClicto w opinii wydawcy > redakcja Opublikowane 29 stycznia 20100 0 313 Podziel się Facebook Podziel się Twitter Podziel się Google+ Podziel się Reddit Podziel się Pinterest Podziel się Linkedin Podziel się Tumblr Rozmowę przeprowadziliśmy z Januszem Fajferem – wydawcą z oficyny RM, znanej między innymi z serii książek „Dla Opornych”.RK: Jak oceniasz szanse powodzenia projektu eclicto jako platformy dystrybucyjnej?JF: Stwierdzenie o wypieraniu tradycyjnych mediów przez media elektroniczne jest już dzisiaj banałem. Tutaj już nie ma pytań na temat szans powodzenia projektów elektronicznych – mamy do czynienia z ustalonym kierunkiem rozwoju. Nie ma więc pytania czy? Jest pytanie kiedy, a raczej jak szybko?Szanse szybkiego rozwoju projektów zastąpienia tradycyjnego czytelnictwa na takie, z użyciem elektronicznych czytników można upatrywać w barierach użytkowania – nazwijmy to – nośników papierowych, a przede wszystkim w słabościach funkcjonowania rynku wydawniczo-czytelniczego. Mogę się tutaj wypowiadać jedynie na temat rynku książki i w jego ułomnościach widzę szansę powodzenia takich projektów jak eClicto. Trzeba jednocześnie podkreślić, że tak naprawdę powodzenie jest związane z pierwszeństwem reakcji na potrzeby wydawców i czytelników. Wygrają przedsięwzięcia, które pierwsze zaoferują:istotnie ciekawsze warunki handlowe niż te w transakcjach „analogowych”sprawny system dystrybucyjnyPrzykładem może być tutaj funkcjonowanie e-księgarń. Wszystkie wymienione wyżej uwarunkowania zadecydowały o sukcesie sprzedaży przez Internet. Ale, co charakterystyczne – jak pokazuje przykład rynku amerykańskiego i nawet polskiego, pierwsze firmy realizujący swoje przedsięwzięcie należą dzisiaj do czołówki.RK: W czym przejawiają się zalety „cyfrowej książki”?JF: Zalety użytkowe wiążą się przede wszystkim z łatwością pozyskania książki. W przeciwieństwie do książki papierowej, zakup jej wersji elektronicznej nie wymaga udania się do księgarni. I to czasami dwa razy. Po raz pierwszy żeby usłyszeć ‘nie ma, ale za trzy dni będzie’. Drugi raz właśnie za trzy dni. Nie wymaga oczekiwania na listonosza lub kuriera (jak w wypadku zakupów przez Internet).Inna kwestia to zalety ergonomiczne samego czytnika, ale o tym niżej.I na tym koniec z punktu widzenia czytelnika. Z punktu widzenia producenta książki (wydawcy) w rynku elektronicznym upatruję więcej szans niż elementów, które mogłyby wydawcom zaszkodzić.Po pierwsze, odpadają problemy i koszty związane z wytworzeniem tradycyjnej książki. Cała gama działań wydawniczych związanych z poligrafią pozwoli zwiększyć tempo i zmniejszyć koszty (papier, druk oprawa). Do tego odpadają koszty magazynowania i logistyki związanej z dystrybucją.Po drugie, odpadają wszelkie koszty i problemy z mocno kulejąca polską rzeczywistością rynku redystrybucji książki.Po trzecie, czytelnik staje się rzeczywistym podmiotem działań wydawniczych przez wyeliminowanie licznych ogniw pośredniczących na tym rynku. Dzisiaj jest z tym bardzo różnie.RK: Czy można zastąpić tradycyjny model dystrybucji?JF: Z powyższego wynika, że jest to najprostsza metoda dystrybucji tekstu. Jeśli wydawcy otrzymają wysoce profesjonalne narzędzie do sprzedaży książek w postaci renomowanej na rynku firmy dystrybutora, to kłopoty z pojemnością magazynu, dostawami, zwrotami, tak zwanym miejscem na półce księgarskiej – przestaną istnieć. A przy obniżonej cenie egzemplarza korzyści dla wszystkich stron są ewidentne – przy założeniu, że obniżona cena jest ustalona na poziomie rzeczywiście zwiększającym sprzedaż. Niestety, ostatnie doświadczenia rynku muzycznego wskazują, że mimo wysiłków rynku elektronicznego cena jest nadal barierą popytową.RK: Czy ebook jest w stanie zastąpić tradycyjną książkę?JF: Zdecydowanie nie. Współczesny samochód nie wyeliminował roweru czy konia jako środka lokomocyjnego. Wręcz, obserwujemy renesans ich używania. Oczywiści zmieniła się skala, rola i przeznaczenie. Transatlantyk też dzisiaj nie służy do pokonywania dystansu międzykontynentalnego. Płyty winylowe nadal są tłoczone. Książka w swej tradycyjnej formie nadal będzie dobrem poszukiwanym z prostej racji. Ksiązka od czasów Gutenberga to nie tylko treść ale i forma. To rodzaj oprawy, format, użyty papier – to elementy, które podkreślają treść w niej zawartą. Elektroniczny czytnik nigdy nie będzie pachniał farbą drukarską, no i nie da się w nim wysuszyć polnego kwiatka.RK: Jak oceniasz samo urządzenie? Wady? Zalety?JF: Mimo różnych opinii eClicto, moim zdaniem nie jest produktem gorszym od podobnych, funkcjonujących na rynku, tylko z powodu braku funkcji, w które tamte są wyposażone. Prostota jest tutaj zaletą. Własności użytkowe (opcje) urządzenia związane z podstawowym jego przeznaczeniem są całkowicie wystarczające. Lekkość i poręczność, no i wygoda w podróży i na wakacjach – można z sobą zabrać całą bibliotekę w razie niepogody – to ważne cechy eClicto. Prostota obsługi i pozbawienie urządzenia wielu funkcji, które mają inne czytniki to moim zdaniem właśnie jego zaleta. Może jestem staroświecki, ale telefon dla mnie to środek do komunikowania się, a od elektronicznego czytnika wymagam żeby zastąpił „żywa” książkę. Wszelkie dodatkowe funkcje sprzyjają jedynie usprawiedliwieniu wysokiej ceny i czynią urządzenie „weselszym gadżetem”.Wadą jest dalej zbyt wysoka cena, i jednocześnie wysoka cena ebooków. Jeśli policzymy, że cena tego ostatniego sięga 95% kosztu zakupu tradycyjnej książki, to statystycznie 400-450 zakupiony tytuł wyrównuje koszt. Przy założeniu, że statystyczny Polak wydaje 100 zł na książki (wliczając w to podręczniki i publikacje dołączane do prasy) to ta relacja moim zdaniem grzebie projekt. A raczej plasuje eClicto w rzędzie sympatycznych, drogich, mało używanych gadżetów.Pewnym kłopotem zapewne będzie też konieczność odbezpieczenia plików w sytuacji zaginięcia lub uszkodzenia czytnika. Dystrybutor musi liczyć się z ewentualnością szybkiej reakcji na takie sytuacje.RK: Jakie widzisz zagrożenia dla tego typu projektów?JF: Wysoka cena jest istotną barierą dla rozwoju tego rynku. Należy tutaj jeszcze raz przywołać doświadczenia z rynku muzycznego. Internetowa sprzedaż plików muzycznych zanika z powodu wysokiej ceny za ściągnięcie.Istotnym zagrożeniem jest masowe zjawisko pozyskiwania plików z Internetu bez wnoszenia opłat lub możliwość wielokierunkowego użytkowania zakupionego pliku. Myślę, że rynek ebooków może dobrze funkcjonować przy tym zjawisku tylko pod warunkiem żeużytkownik kupuje ebooki za niską cenę (relacja do ceny tradycyjnej ksiązki powinna być bardziej odczuwalna)czytelnik otrzymuje atrakcyjnie wysoką jakość użytkową plikupliki będą skutecznie zabezpieczone, ale tak, by nie przeszkadzało to w typowym ich użytkowaniuczytelnicy-użytkownicy będą uczestnikami różnorodnych programów lojalnościowych i innych sprzedażowych. Mam na myśli działania podobne do realizowanych w funkcjonujących klubach książki.I na koniec generalna uwaga. Sprzedaż książek rządzi się swoimi prawami. Podobieństwo do innych rynków wynika jedynie z roli ceny i jakości produktu. Reszta jest specyfiką rynku wydawniczego, z której zdają sobie sprawę prawdziwi księgarze i tzw. ludzie książki. Jeśli na dłuższą metę zapomnimy, że nie sprzedajemy pietruszki, komputerów czy samochodów tylko książkę – ten projekt ma szansę powodzenia.RK: na ile Twoje wydawnictwo jest zainteresowaną taką formą dystrybucji?JF: Sadzę, że dzisiaj wykazywanie braku zainteresowania przez wydawców sprzedażą ebooków jest chowaniem głowy w piasek. Wydawcy muzyczni dotąd właściwie nie zareagowali na wynalazek mp3. Ponoszą tego konsekwencje. Stąd jesteśmy wydawnictwem skrupulatnie przyglądającym się zmianom i otwartym na rzetelne oferty.Recenzja czytnika eClicto Related Posts Przeczytaj również!E-booki będą się sprzedawać w Polsce jak świeże bułeczkiCzy polski eClicto wyprzedzi Kindle?Recenzja: eClicto – pora na ebooki