BezpieczeństwoAktualizacje: szybkość kontra zdrowy rozsądek > redakcja Opublikowane 11 października 20240 0 133 Podziel się Facebook Podziel się Twitter Podziel się Google+ Podziel się Reddit Podziel się Pinterest Podziel się Linkedin Podziel się Tumblr Specjaliści ds. bezpieczeństwa powtarzają — kiedy nadejdzie czas na aktualizację oprogramowania, nie zwlekaj. Jednak i nadmierny pośpiech nie zawsze popłaca. Niespełna trzy miesiące temu błędna aktualizacja oprogramowania bezpieczeństwa zatrzymała pracę około 8,5 miliona maszyn z systemem Windows. Awaria dotknęła firmy korzystające z systemów operacyjnych Windows 10 i Windows 11. Media informowały o paraliżu linii lotniczych, banków, placówek opieki zdrowotnej, czy portów morskich. Wprawdzie o letnim incydencie prawie już wszyscy zapomnieli, z pewnością przejdzie on do historii jako jedna z największych awarii wywołanych przez błąd oprogramowania.Myślę, że kurz już nieco opadł i dyskusja na ten temat ustała. Niemniej awaria oprogramowania bezpieczeństwa nauczyła nas kilku rzeczy i warto z nich wyciągnąć wnioski. Dostawcy oprogramowania bardzo się spieszą, aby z jednej strony załatać luki bezpieczeństwa, zaś z drugiej wprowadzić nowe możliwości i funkcjonalności – i zrobić to przed konkurentem. Nie można jednak przy tym wszystkim zapominać o starannym projektowaniu, rozwoju i testowaniu oprogramowania. – mówi Michał Łabęcki z G DATA Software. Jednym ze sposobów na uniknięcie błędu podczas aktualizacji jest przeprowadzenie tego procesu etapami. W przypadku wykrycia problemów pozwoli to zminimalizować liczbę systemów dotkniętych błędami. Szczególnie ostrożnie należy postępować z systemami krytycznymi. W takich sytuacjach organizacja, załóżmy duży międzynarodowy bank, powinna przetestować aktualizację przed wypuszczeniem jej do wszystkich udziałów. Innym dobrym rozwiązaniem są automatycznie aktualizacje, jednak umożliwiające przeprowadzenie pilotażu, aby w razie wykrycia nieprawidłowości zatrzymać masową dystrybucję. Kiedy trzeba się spieszyć, a kiedy pomyśleć O ile pośpiech związany z wprowadzaniem różnego rodzaju ulepszeń nie zawsze ma sens, tyle w przypadku luk bezpieczeństwa jest on jak najbardziej wskazany. Duża rolę w wykrywaniu i naprawianiu podatności odgrywają tak zwani etyczni hakerzy, czasami też nazywani „białymi kapeluszami”. Po odnalezieniu luki kontaktują się oni bezpośrednio z producentem rozwiązania, aby ten jak najszybciej opracował łatkę i udostępnił ją użytkownikom. Bardzo często tworzą też exploit proof-concept, aby pokazać zagrożenie w praktyce. Niestety, zdarzają się przypadki, że producent zlekceważy informacje uzyskane od etycznych hakerów. Wówczas ci ostatni informują o zaistniałym zdarzeniu media.Oczywiście cyberprzestępcy postępują odmiennie niż „białe kapelusze” i usiłują jak najdłużej zachować w tajemnicy wiedzę o lukach w zabezpieczeniach, aby za jej pomocą przeprowadzić maksymalną liczbę ataków. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w ubiegłym roku opublikowano ponad 30 tysięcy nowych luk w zabezpieczeniach. Według raportu Skybox Security 75 procent nowych luk w zabezpieczeniach jest wykorzystywanych w ciągu 19 dni lub szybciej. To pokazuje, jak duże znaczenie ma szybka reakcja dostawcy.Ale aktualizacja nie zawsze wynika z potrzeby „łatania dziur”, bowiem bardzo często niesie ze sobą nowe funkcjonalności, poprawienie wydajności pracy systemu czy też zapewnić jego kompatybilność z najnowszymi dostępnymi na rynku technologiami.Producent chce w ten sposób zyskać przewagę nad rywalami, lub co najmniej od nich nie odstawiać. Jednak czasami to się nie udaje. Znamienna jest tutaj historia Sonosa – dostawcy domowych bezprzewodowych systemów dźwiękowych. Firma w maju bieżącego roku udostępniła nowo zaprojektowaną aplikację przeznaczoną do obsługi swoich urządzeń, jednak klienci nie byli zachwyceni wprowadzonymi innowacjami, a niektórzy wręcz nie ukrywali frustracji. Odświeżona aplikacja nie zawierała najbardziej lubianych przez użytkowników funkcji. W rezultacie Sonos niemal co dwa tygodnie musiał wprowadzać poprawki korygujące błędy.Czasami dochodzi do kuriozalnych sytuacji. Takowa miała miejsce w ostatnich dniach września na rynku amerykańskim. W czerwcu bieżącego roku w USA zakazano sprzedaży oprogramowania Kaspersky Lab. Biały Dom argumentował swoją decyzję tym, iż Kaspersky zagraża bezpieczeństwu narodowemu USA i prywatności użytkowników. Zakaz zaczął obowiązywać 20 lipca, aczkolwiek producent uzyskał pozwolenie na dostarczanie aktualizacji oprogramowania i zabezpieczeń obecnym klientom do 29 września. W ostatnich dniach września część amerykańskich użytkowników tego antywirusa otrzymała automatyczną aktualizację zawierającą inne oprogramowanie – UltraAV, choć nie wyrazili na to przedtem zgody. Były wysoki rangą urzędnik rządu USA ds. cyberbezpieczeństwa powiedział, iż był to przykład ogromnego ryzyka, na jakie narażeni są użytkownicy oprogramowania Kaspersky.Wszystkie jajka w jednym koszyku W świecie nowych technologii często ścierają się dwie koncepcje. Jedna zakłada maksymalną koncentrację rozwiązań, zaś druga zachęca do dywersyfikacji. Rynek cyberbezpieczeństwa cechuje się bardzo dużym rozdrobnieniem – działa na nim ponad 3 tysiące dostawców, a średnia, bądź duża firma zazwyczaj korzysta z kilkunastu narzędzi bezpieczeństwa IT, pochodzących od różnych vendorów. Część ekspertów, a także przedstawiciele największych koncernów działających w tej branży, nawołuje więc do konsolidacji.– Jak pokazuje lipcowa awaria, koncentracja wielu rozwiązań o znaczeniu krytycznym w rękach kilku dużych graczy, może być brzemienna skutkach. To przeczy opiniom części specjalistów przekonujących klientów, że duża fragmentacja rynku jest jedną z największych bolączek branży cyberbezpieczeństwa. – zauważa Michał Łabęcki.Osobną kwestią jest przywiązane wielu firm do Microsoftu, który zapewnia, że może dostarczyć użytkownikom praktycznie wszystko, czego potrzebują. Przedsiębiorstwa umieszczają wszystkie swoje przysłowiowe jajka w jednym koszyku. To nie tylko zwiększa ryzyko, że coś pójdzie nie tak, ale zwiększa prawdopodobieństwo, że rozwiązanie problemu będzie trudniejsze niż w przypadku zdywersyfikowanej infrastruktury.Co istotne, część pracowników 19 lipca po uruchomieniu komputerów z systemem operacyjnym Windows, ujrzała niebieski ekran. Z kolei użytkownicy urządzeń pracujących pod kontrolą macOS czy ChromeOS mogli tego dnia spokojnie pracować. Otwarta koncepcja Microsoftu gwarantuje programistom tworzenie aplikacji współpracujących z systemem operacyjnym na bardzo głębokim poziomie. Ma to swoje plusy, ale czasami niesie ze sobą poważne konsekwencje. Jak by nie patrzeć, restrykcyjna polityka firmy Apple w tym zakresie zapewnia użytkownikom komputerów z nadgryzionym jabłuszkiem większe bezpieczeństwo, bowiem jedna wadliwa aktualizacja nie wywraca do góry nogami pracy biur, urzędów czy instytucji finansowych. Related Posts Przeczytaj również!Jak wykryć niebezpieczne oprogramowanie?Co oznacza „zero trust”?CANAL+ rozszerza dostępność na TV Samsung Smart TV